Bóg-Ojciec nie jest ojcem
Bóg-Ojciec to jedna z fundamentalnych metafor chrześcijaństwa. Przeanalizujmy, jak sprawdza się ta metafora przy udostępnianiu poznawczym docelowej domeny pojęciowej. Zastrzeżenie: nie wypowiadam się tu w kwestii istnienia Boga, jedynie analizuję pojęcia jakimi jest określany oraz ich koherencję. W istocie, poniższe rozważania są semantyczne (logiczne).
Założenie teologiczne:
Bóg = ojciec
Bóg to docelowa domena znaczeniowa. Porównanie go do ojca ma udostępnić poznawczo jego cechy, jako metaforycznego ojca. Pojęcie ojca to źródłowa domena znaczeniowa. Termin “Bóg” to nasza niewiadoma, termin “ojciec” powinien wydobyć ukryte cechy boskie przez mechanizm metaforycznego “rzutowania”.
Pojęcie „ojciec” ma zasadniczo dwa znaczenia:
- mężczyzna, który spłodził dziecko;
- czuły i kochający opiekun; “ojciec duchowy” (to znaczenie znajdujemy np. w przykładowych frazach: był dla niego jak ojciec; otoczył go ojcowską opieką).
Uwagi wstępne
Nieuwzględnianie sposobu w jaki pracuje nasz mózg przy wnioskowaniach jest bardzo poważnym błędem logicznym. Nasz mózg przetwarzając dane semantyczne (myślenie = (nietrywialne) przetwarzanie semantyczne), zasadniczo dokonuje dwóch rodzajów operacji: generuje ciągi myślowe lub uaktywnia sieci skojarzeniowe. Ciągi myślowe mogą być dowodami, częściej jednak to przypadkowe następstwa myśli, wrażeń, wspomnień, wyobrażeń, emocji, itp.
Dygresja o charakterze epistemologicznym, niezbędna do zrozumienia dalszej części wywodu: Świat, który widzimy nie jest światem rzeczywistym. Świat widzialny jest konstruktem umysłowym (mózgowym), tworzonym na bazie wrażeń zmysłowych, doświadczeń, emocji, wychowania, zinternalizowanego systemu pojęciowego i innych czynników. System pojęciowy w dużej mierze zależy od danej kultury, pozycji społecznej rodziców, inteligencji, itp. Z tych powodów, każdy człowiek posiada nieco inny model świata, w którym żyje, częściowo (mniej lub bardziej) pokrywający się z modelami innych ludzi oraz mniej lub bardziej skorelowany ze światem rzeczywistym. O tym, że to w naszych umysłach znajduje się maszyneria światostwórcza przekonujemy się, gdy śnimy realistyczne sny – bez bezpośredniego związku z rzeczywistością przecież.
Ponieważ obraz świata każdego człowieka różni się od obrazu świata innych ludzi, możemy przyjąć, że ludzie żyją we własnych światach możliwych w sensie Kripkego (każde niesprzeczne zdanie odnosi się do jakiegoś świata, niekoniecznie aktualnego, (por. np. światy możliwe). Bogatymi światami możliwymi są: świat Władcy Pierścieni, świat Wiedźmina, świat trylogii Sienkiewicza i światy opisane w literaturze tzw. fabularnej, mitologie, geocentryczny wszechświat Ptolemeusza, teorie flogistonu i eteru, itp.
Sieć skojarzeniowa to struktura złożona z pojęć, będących w relacji kojarzenia się z danym pojęciem. Nie ma ograniczeń co do rodzaju pojęć skojarzonych i sposobów skojarzeń (więcej np. w Sieć skojarzeń słownych języka polskiego SSSJP).
Suma wszystkich sieci skojarzeniowych danego człowieka to jego sieć semantyczna. Z jednej strony jest ona modelem wszechświata dla danego człowieka (“Granice mojego języka są granicami mojego świata” – Wittgenstein), z drugiej strony jest ona światem możliwym.
Zarówno na ciągach myślowych, jak i na sieciach skojarzeniowych można dokonywać wnioskowań. Większość wnioskowań opartych na sieciach skojarzeniowych to analogie. Przykładowa sieć skojarzeniowa dla pojęcia “ojciec”: szczęśliwe dzieciństwo, ufność, troskliwość, poczucie bycia kochanym, emocjonalne oparcie na opiekunie, beztroska zabawa.
Pojęcie Boga-Ojca to siatka skojarzeniowa i pamięć pozytywnych emocji symbolicznie przeniesione z rzeczywistego kochającego ojca na niemożliwy do precyzyjnego określenia, hipotetyczny byt transcendentalny, który z rzeczywistym ojcem nie ma nic wspólnego. Ponieważ katechizacja rozpoczyna się we wczesnym dzieciństwie, w wieku w którym dziecko dopiero uczy się mówić, nie potrafi jeszcze rozumować krytycznie i bezgranicznie wierzy we wszystko, co mówią mu dorośli – pojęciowe utożsamienie “Bóg” = “kochający tatuś” zwykle zostaje na cały okres życia człowieka. Takie przeniesienie emocji z kochającego tatusia na byt transcendentalny nie mówi niczego o tym bycie – a jedynie o umyśle wierzącego. Pojęcie Boga staje się fundamentalnym pojęciem opisującym rzeczywistość do tego stopnia, że wierzący widząc świat, widzą w nim Boga. Postrzeganie świata jest dla nich bezdyskusyjnym dowodem na istnienie Boga. Zdanie „świat istnieje” jest dla nich równoznaczne z „Bóg istnieje”.
Dla małego dziecka dorośli są jak bogowie – wszechwiedzący i wszechmogący.
Religie usiłują cofnąć człowieka dorosłego w rozwoju psychicznym przez indukowanie mu wizji “superojca”, “boga-ojca”, w stosunku do którego jest on małym dzieckiem (“zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” [1J 3,1]) Stąd nakaz posłuszeństwa, zaufania (zawierzenia) władzom kościelnym, autorytarne “nauczanie” i autorytarne sprawowanie władzy.
“Dorośli” kapłani “opiekują się” dorosłymi – “dziećmi”…
Ad 1. Czy Bóg ma cechy ojca?
Czy niewyobrażalny, niematerialny, wszechmogący byt może być mężczyzną? NIE. Przede wszystkim musiałby mieć na stałe materialne ciało, genitalia, być “męski” psychicznie – kto ośmieli się twierdzić coś takiego?
Bóg – ojciec dla Syna.
Dogmat katolicki: współistotność Osób Boskich. Bóg Ojciec nie mógł stworzyć Boga Syna, gdyż są równymi bytami. Tym bardziej nie mógł go spłodzić “po ludzku” – będąc istotą niematerialną nie może być mężczyzną. Poza tym z kim miałby go spłodzić przed stworzeniem świata?
Ukryte przesunięcie kategorialne – ojciec nie jest tylko Ojcem swojego Syna lecz także nas wszystkich, jako Stwórca.
Czy stworzyciela nieba i ziemi można nazwać ojcem? NIE, bo to zupełnie rozłączne pojęcia.
Czy ten byt może być ojcem? NIE, bo nie spłodził nas. Czy można chociaż powiedzieć, że jest naszym przodkiem? W sensie ścisłym NIE, bo w naszym drzewie genealogicznym na pewno nie znajdziemy Boga i to poczynając szukanie od praameby.
Ad 2. Czy Bóg jest kochającym opiekunem?
Odp. A. Dusze w zarodkach
Dogmat katolicki głosi: człowiek staje się człowiekiem w momencie zapłodnienia – wówczas zarodek “otrzymuje” duszę.
Fakty: ok. 30 – 50% zarodków ludzkich w ogóle nie zagnieżdża się w macicy i zostaje wydalone z krwią miesięczną. Ok. 10 – 15% rozpoznanych ciąż ulega poronieniu. (źródło: http://www.skotnicki.pl/ginekologia/content/view/23/49/) Czyli ze 100% dusz które pojawiają się w zarodkach ok. połowa (40 – 65%) nie ma szansy na zostanie nawet noworodkiem, nie mówiąc o osiągnięciu dorosłości. Są to procesy naturalne, więc tylko Bóg jest za nie odpowiedzialny. Straszliwe marnotrawstwo zarodków i dusz, potworna hekatomba. Czy kogoś, kto zabija połowę swoich dzieci przed narodzeniem można nazwać troskliwym ojcem?
Odp. B. Śmiertelność dzieci
Obecnie na świecie wynosi od 114 promili (Kongo, Indie) do 2,6 promila (Singapur). Polska – ok. 6 promili. W średniowieczu ok. 2/3 dzieci nie dożywało 16 lat, głównie z powodu złej diety i chorób. (źródło: Wyborcza.pl) Dopiero postęp nauk medycznych i standardu życia zredukował to zjawisko w XX wieku do rzędu promili.
Wygląda na to, że Bóg zostawiony samemu sobie uśmiercał dwoje z trzech narodzonych dzieci przed osiągnięciem przez nie dorosłości. Dopiero postęp techniczny i naukowy zredukował to zjawisko – w zasadzie wbrew Bogu.
Reasumując – w średniowieczu i wcześniej, ze 100 zapłodnionych zarodków w życie dorosłe wchodziło może 10-20 osób. Tak wyglądała “opieka troskliwego Boga” nad swoimi “dziećmi”. I znów – wyłącznie dzięki postępowi naukowemu, technicznemu i społecznemu udało się wyeliminować zjawisko wysokiej śmiertelności dzieci. Bóg nie ma nic wspólnego ze współczesnym dobrobytem i niską śmiertelnością.
Kwestia opatrzności Bożej
Ludzi wierzących wcale nie spotyka mniej nieszczęść, niż niewierzących. W katastrofach giną bez różnicy wierzący obok niewierzących. W katastrofie Titanica przeżyło więcej kobiet i dzieci, bo umieszczono je na tratwach ratunkowych w większej ilości niż mężczyzn. Załodze wydawało się to bardziej właściwe. Byli to głównie pasażerowie pierwszej klasy. Pasażerowie drugiej i trzeciej klasy zginęli w przeważającej większości, bo ich nie wpuszczono na tratwy. Nie miało to nic wspólnego z ich wiarą, są nawet przesłanki, żeby domniemywać silniejszą wiarę wśród ludzi uboższych. Zresztą dużo pasażerów z pewnością modliło się żarliwie w czasie tragedii, a mimo to i tak zginęli.
Okrutną złośliwością ze strony Boga było trzęsienie ziemi w Nowej Zelandii w lutym 2011 r., gdzie miasto Christchurch (Kościół Chrystusa) legło w gruzach i zginęli przypadkowi ludzie. Nie wyłącznie złoczyńcy, ateiści i kanalie, tylko przeciętni obywatele, którzy znaleźli się w złym miejscu i czasie. Z całą pewnością byli wśród nich głęboko wierzący, których opatrzność Boża nie ocaliła.
W katastrofie smoleńskiej zginęło wiele kapłanów, a nawet biskupów kilku wyznań chrześcijańskich — ludzi, którzy powinni się znajdować wyjątkowo blisko boga. Co dziwniejsze, do Smoleńska lecieli także ci najwierniejsi Polacy-katolicy, których Bóg powinien mieć w szczególnej opiece. Jednak nie tym razem. Nikt nie uszedł z życiem.
Jakiś czas temu media doniosły, że podczas wichury drzewo zwaliło się na matkę z dwuletnim dzieckiem. Oboje zginęli. Tylko Bóg jest za to odpowiedzialny. Gdyby faktycznie się nimi opiekował, to albo drzewo nie upadłoby w ich pobliżu, albo Bóg uczyniłby cud lewitacji drzewa, żeby nie zabiło Jego ukochanych dzieci.
Biorąc pod uwagę powyższe, Boga nie można nazwać opiekunem, tym bardziej troskliwym. Jeśli stworzył on świat, to fakty pokazują, że los ludzi jest dla niego co najwyżej obojętny. Niektóre fakty (np. wymienione powyżej) mogą dowodzić twierdzenia, że Bóg nienawidzi ludzi i tępi ich, bez różnicy, czy są wierzący, czy nie.
Wnioski
Rezygnując z przedstawiania Boga, jako kochającego tatusia, przestajemy mieć jakiekolwiek pojęcie na temat jego istoty. Bóg – nie-ojciec przestaje być Bogiem znanym. Staje się jakimś nieludzkim, abstrakcyjnym bytem, transcendentalnym absolutem (wg teologii).
Metafora Boga-Ojca niczego nie mówi nam o naturze Boga, dokonuje jedynie antropomorfizacji nieznanego. Żadna nowa pojęciowa domena znaczeniowa nie pojawia się przy stosowaniu tej metafory. Wbrew pozorom, metafora ta nie udostępnia nam poznawczo Boga, lecz dokonuje nieuzasadnionej ontologicznie projekcji ludzkich cech i czyni przedmiotem ludzkich emocji byt niedostępny poznawczo. Nosi znamiona zafałszowywania przedmiotu, o którym mówi.
Reasumując należy stwierdzić, że fraza „Bóg-Ojciec” nie jest metaforą, ponieważ nie udostępnia nam poznawczo docelowej domeny pojęciowej. Jest co najwyżej analogią, przeniesieniem sieci skojarzeniowej dla pojęcia „ojciec” na niemożliwe do zrozumienia pojęcie „Bóg”. Pojęcie Boga zaś jest niemożliwe do zrozumienia, ponieważ jest sprzeczne wewnętrznie.