Biblia III Tysiąclecia

Księga Genesis, czyli powstanie Kosmosu

Na początku był Praatom. Ylemem był praatom, bo był on osobliwością Wszędziegęstą, Bezwymiarową, Bezczasową i okrutnie gorącą. Znienacka eksplodował On gwałtownie a niepowstrzymanie, aż uczyniła się przestrzeń i czas, albowiem wcześniej ich nie było.

Tak oto rozpoczęły się dzieje Naszego Wszechświata.

Narodziło się wówczas promieniowanie tak potężne, że gwiazdy mogło spalić, ale niczego nie spaliło, bo nie było gwiazd. I towarzyszy nam owe promieniowanie do dziś jako milczący świadek wydarzeń. A Wszechświat nasz był tym promieniowaniem przez następne 100 tysięcy lat. I nic się wtedy nie działo oprócz wielkiego rozszerzania się i stygnięcia. Po onym czasie wyodrębniły się cząstki elementarne, a nikt tego nie widział, albowiem Nikogo nie było. Zderzały się owe cząstki ze sobą jak oszalałe barany, aż jedne zwyciężyły i przemogły inne, zwane antycząstkami. I tak Nasz Wszechświat stał się światem materii.

Przez następne miliony lat nic się nie działo oprócz wielkiego rozszerzania się i stygnięcia. Aż stało się chłodno i połączyły się cząstki materii ze sobą tworząc atomy pierwiastków lekkich. Błąkały się te atomy lekkie w pustce i ciemności miotane siłami chaosu, aż w jednorodnej kosmicznej zupie uczyniły się zgęstki i zaczęły ściągać ku sobie inne zgęstki. I zagęszczały się zgęstki coraz mocniej i mocniej.

I stało się światło, gdyż ściśnięta materia zapłonęła termojądrowym ogniem. I tak narodziły się gwiazdy. Radowaliby się święci niebiescy i demony piekielne tak efektownymi zjawiskami, gdyby tylko istnieli. A przez następne miliardy lat nic się nie działo, tylko powstawały i paliły się gwiazdy.

Potem umarły po miliardach lat pierwsze gwiazdy. Życia i świadomości nie zrodziły, gdyż nie było z czego ich zrodzić. Zapłakaliby bogowie nad tak okrutnym losem materii, gdyby wówczas istnieli. Lecz pierwsze gwiazdy nie umarły daremnie, albowiem dały Wszechświatowi Naszemu pierwiastki ciężkie, wyrzuciwszy je jako pył w przestrzeń w śmiertelnych konwulsjach. I tak swą ofiarą śmiertelną przyczyniły się gwiazdy pierwsze do naszego powstania.

Błąkały się pyły z pierwiastkami ciężkimi w pustce i ciemności, aż skupiły się w bryły mniejsze, krążące wokół gwiazd. Potem powstały nowe gwiazdy, a wokół wielu pojawiły się planety. A na niektórych planetach lat pojawiła się woda. I unosiłby się Duch święty nad wodami, gdyby tylko istniał. Wiele planet sczezło, życia i świadomości nie rodząc. Niektóre zniszczone zostały przez gwiazdy swoje rodzime, inne zaś w próżnię uleciały w straszliwych gwiezdnych kataklizmach.

Zapłakaliby aniołowie nad okrutnym losem planet niewinnych, gdyby tylko zostali stworzeni. Na niektórych planetach jednak powstało życie i św. Świadomość, jednak nic o tym nie wiemy, gdyż życie tamto sczezło przed miliardoleciami, lub za daleko powstało, żeby nas powitać. Życie powstało też na trzeciej planecie przy żółtej gwieździe na skraju galaktyki spiralnej, którą po ponad czterech miliardach lat nazwą Mleczną Drogą. Jednak gwiazda lokalna planecie tej przychylna była i świeciła na nią promieniami łagodnymi, aż powstało na niej życie w postaci Praameby.

A jeśliby ktoś świadkiem innych rzeczy był, niż tu opisane, niech stanie przed nami i da nam świadectwo. I obowiązek taki masz, człowieku rozumny, że uzupełnisz to pismo o wiedzę nowo odkrytą, jeśli spełni wymogi poprawności naukowej i będzie sprzeczna z tym, co tu napisano. Albowiem Pismo nasze nie jest raz na zawsze zamknięte, lecz zmienia się dokładnie tak, jak najlepsza wiedza o świecie się zmienia, by być bliżej prawdy.