Księga Wyjścia, czyli powstanie życia
Jako rzekliśmy, stało się, że na trzeciej planecie gwiazdy żółtej na peryferiach pewnej galaktyki spiralnej pojawiła się woda w postaci płynnej. Cztery miliardy lat później nazwano tą planetę Ziemią, a gwiazdę Słońcem. I rozpuściła w sobie owa woda minerały i gazy pierwotne. A że pioruny w nią biły, gorąco działało i radioaktywność silna, to uczyniły się w owej wodzie zgęstki bardziej skomplikowanych substancji, cztery miliardy lat później nazwanymi związkami organicznymi.
Potem nic się więcej nie działo, tylko żarły się owe związki między sobą, komplikowały się i rozkładały, mieszały i wytrącały przez jakiś miliard lat. Aż po onym czasie powstały takie konglomeraty, które potrafiły swój stan, formę i skład chemiczny utrzymać. A także potrafiły powielać się w prawie niezmienionej formie. I tak właśnie powstało życie umiejące się powielać i trwać. Prawdziwie więc ową wodę pierwotną nazwać możemy Wodą Życia czyli Aqua Vitae.
Słuszne jest zatem, żeby uczcić od czasu do czasu powstanie życia w Aqua Vitae poprzez wypicie akwawitu, okowity, ambrozji, czy czegoś podobnego. To czyńcie na pamiątkę powstania życia i dla uczczenia jego! Ale umiarkowanie to czyńcie, żeby życia i zdrowia własnego na szwank nie narazić.
Przez miliony lat trwało życie w formie pierwotnej, aż któraś z odmian, powstałych przy rozmnażaniu się doprowadziła do narodzin organizmów, które światłem gwiazdy się żywiły. I tak oto życie wyciągnęło swe ramiona ku światłości. Przez to mogło życie znacznie szybciej i dalej się rozprzestrzenić. I rozmnażało się życie, i uczyniło sobie Ziemię poddaną, albowiem rozpleniło się na wszystkie świata strony i zajęło wszystkie morza i oceany.
Lecz światłem Słońca się pasąc, organizmy żywe zatruwały Ziemię tlenem żrącym. I stało się, że tlenu tak dużo było, że zaczął zabijać on życie do tej pory kwitnące. I rzeź uczyniła się wielka, a przeważająca część żywych organizmów sczezła w nicości. Było to pierwsze wielkie wymieranie na Ziemi.
Żyjąc i umierając w trującej dla nich atmosferze tlenowej, pewne organizmy zmutowały i przystosowały się do żrącego tlenu. I zaczęły go wykorzystywać wewnątrz własnych komórek do pozyskiwania energii. Tak oto śmiertelna dotąd trucizna stała się pierwiastkiem życiodajnym i bardzo pożądanym przez organizmy. I wielka się przez to uczyniła różnorodność życia. A te, które nie nauczyły się tlenu wykorzystywać nie sczezły ze szczętem, ale żyją do dziś w zakamarkach, gdzie tlen nie występuje.
Zaś tlen, gdy dostał się do górnych warstw atmosfery, za przyczyną promieniowania ultrafioletowego, którym Słońce przestrzeń obficie obdarza, zamieniło się w ozon ożywczy, który owe promienie szkodliwe pochłania i życie na powierzchni chroni. I stała się wówczas Ziemia cieplarnią przyjazną dla życia, które mogło z głębin oceanicznych najpierw na powierzchnię wód, a później na lądy wędrować. I jest tą cieplarnią po dziś dzień.
Stało się wreszcie, że żywe organizmy zaczęły łączyć się ze sobą w kolonie komórek tworząc organizmy wielokomórkowe. I było to dobre, albowiem ułatwiało przetrwanie. A stało się to jakieś dwa miliardy lat od powstania pierwszych żyjątek. Tak tedy rosły organizmy, komplikowały się, ich komórki różnicowały się coraz bardziej i było ich coraz więcej i więcej.
Dużo zaś organizmów nie pasło się światłością Słońca, lecz zjadało swoich współbraci żyjących. I toczyła się okrutna walka o życie bez pardonu i litości, przez miliardy lat. I trwa ona do dziś. Bo jak organizm co nie potrafi światłem Słońca się żywić nie będzie pożerać innych organizmów, to zginie marnie lub osłabnie i jego zjedzą.
Nie zawsze jednak Ziemia była cieplarnią. Jakieś 770 milionów lat temu nastąpiła zima tak okrutna, że zamarzły wszystkie oceany. I sczezło prawie całe życie, bo zima ta trwała 20 milionów lat bez mała. Straszliwa to była hekatomba! Na szczęście niektóre organizmy przetrwały w głębiach oceanicznych, tam, gdzie gorące wulkany pod wodą szaleją. A inne, glony lodolubne, bezcenny skarb fotosyntezy do naszych czasów zachowały, żyjąc pod kilometrową warstwą lodu, który życiodajne światło przepuszczał.
Powróciło potem życie na powierzchnię Ziemi i zaczęło mnożyć się i różnicować, jak nigdy dotąd. Pojawiły się zwierzęta zwane strunowcami, które są przodkami dalekimi nas wszystkich. Z nich wykształciły się ryby wodne, z ryb powstały płazy błotne, z płazów zrodziły się gady lądowe, z gadów zaś – ptaki powietrzne i ssaki ssące i rodzące. I tak to trwało setkami milionów lat, aż do dnia dzisiejszego.
A od pierwszych przodków naszych dzielą nas miliony pokoleń. I każdy organizm na Ziemi jest naszym bliższym lub dalszym kuzynem, gdyż z każdym z nich mamy wspólnego praprzodka. I mniej lub bardziej jesteśmy spokrewnieni genetycznie z każdym żyjątkiem na Ziemi.
Zaś co jakiś czas następowało wielkie wymieranie, gdyż straszliwe kataklizmy nękały Ziemię i życie na niej. A były to: wybuchy potworne gwiazd zwanych supernowymi, które zalewały Ziemię śmiercionośnymi promieniami, zderzenia z ciałami kosmicznymi, zaburzenia klimatu – wielkie ochłodzenia oraz ocieplenia, szaleństwa wulkanów i inne. A podczas wymierań tych ocalała znikoma cząstka wszystkich gatunków, niespełna kilka części od stu, a może i mniej.
Jednak za każdym razem życie odradzało się na nowo i za każdym razem tworzyło nieprzebrane bogactwo form i organizmów. A nie mogłoby tego dokonać, gdyby nie miało w sobie zdolności do zmiany i przystosowywania się do zmiennych warunków bytowania.
Choć wydaje się to oczywiste i dowody na to można znaleźć na każdym kroku, to znaleźli się tacy piewcy prawd rzekomo objawionych, którzy nakazywali ślepnąć ludziom na te widome na ziemi i niebie znaki zmienności życia. I srodze mądrych ludzi prześladowali, bo ci ośmielali się głosić co innego, niż w rzekomo świętych pismach napisane było, nie wiadomo przez kogo nawet.
Nawet dziś jeszcze wyśmiewają naoczne świadectwa zmienności życia i walczą z tą ideą, jak z diabłem wcielonym. A wystarczy tylko rozejrzeć się okiem bystrym i czujnym: jestże to syn wierną kopią ojca, w każdym calu podobną? Jest może córa nie do odróżnienia od matki? Czyli każde pokolenie różni się nieco od poprzedniego, nieprawdaż?
I jakim to cudem hodowca wytrwały może sprawić, że nowe są odmiany i jabłek i gruszek, bydła rogatego i zwierząt domowych? Bez możliwości zmiany w samym życiu, nijak by tego uczynić nie mógł. Czyżby jamniki istniały od początku świata? I po co księdzu proboszczowi ten szczątkowy ogon, co go we wstydliwym miejscu ksiądz ukrywa?
Co roku rejestruje się kilka nowych ras psów. Jak więc można zaprzeczać zmienności życia? Bo jak hodowca cierpliwy selekcji dokonuje na psach, żeby nowa rasę uzyskać, tak w naturze te organizmy, co przystosowane są lepiej, przeżywają częściej, a tym, co nie udało się przystosować – częściej giną. I idzie tak przez miliony pokoleń selekcja i powolna zmiana, zwana ewolucją.
Tak w wielkim skrócie działy się dzieje życia na Ziemi. A jeszcze to należy powiedzieć, że z pierwszych ssaków wykształciły się grupy i drapieżców i roślinożerców, a niektóre ssaki na drzewa wlazły i tam przebywały. I wyrosły im ręce i nogi chwytne, oraz chwytne ogony. Ssakom tym wyrosły też duże mózgi, bo były potrzebne w skomplikowanym środowisku drzewnym.
A gdy zdarzyło się, że drzewa wyginęły, zleźć musiały ssaki na ziemię w wielkiej biedzie i żyć na sawannach, gdzie znacznie niebezpieczniej jest i łatwiej zginąć. Ssaki te, zwane hominidami, zaczęły więc używać swoich mózgów wielkich, żeby z opresji się wybawić. Zaczęły wymyślać ssaki te, nasi przodkowie, wynalazki, żeby w przeżyciu pomagały, A to pięściak wynalazły, to maczugę, później zaś ogień ujarzmiły. I tak zaprawiały się przez miliony lat do rozwiązywania problemów. I im więcej ich rozwiązywały, tym więcej rosły im mózgi i tym mądrzejsi byli. Przez co byli coraz silniejsi i łatwiej było im przeżyć. Ale ta opowieść należy już do następnej księgi.
A jeśliby ktoś świadkiem innych rzeczy był, niż tu opisane, niech stanie przed nami i da nam świadectwo. I obowiązek taki masz, człowieku rozumny, że uzupełnisz to pismo o wiedzę nowo odkrytą, jeśli spełni wymogi poprawności naukowej i będzie sprzeczna z tym, co tu napisano.
Albowiem Pismo nasze nie jest raz na zawsze zamknięte, lecz zmienia się dokładnie tak, jak najlepsza wiedza o świecie się zmienia, by być bliżej prawdy.